Czas przygotowania: 35 minut
(+ 12-24h moczenia ziaren soi)
Potrzebujesz: miskę, garnek, blender ręczny lub wyciskarkę wolnoobrotową, dużą gazę x 2, sitko,
pojemniczek na tofu
Porcja: 1 spora kostka tofu
Domowe tofu chodziło za mną od dawna, a ponieważ nareszcie mam pokaźny zapas ziaren polskiej, ekologicznej soi już nic nie stało na przeszkodzie by je zrobić. Pamiętajcie, że w Polsce nie można tak po prostu kupić soi modyfikowanej genetycznie, nie obawiajcie się – jeśli taka by była musi mieć specjalne oznaczenia, że jest modyfikowana. Ja używam polskiej soi z ekologicznego warmińskiego gospodarstwa – i ta ekologiczność jest kluczowa, bowiem tylko taka soja nie będzie miała w sobie zbędnej chemii (w tym powszechnie stosowanego glifosatu).
Ale wracając do tofu. Naturalne twarde tofu (tzw. bawełniane) jedzone na surowo nie należy do jakiegoś wybitnego produktu jeśli chodzi o smak – wiemy to wszyscy. Bez przypraw, pieczenia czy smażenia jest po prostu neutrealne, bez wyrazistego smaku. Do tego zazwyczaj to sklepowe ma jeszcze konserwanty czy substancje wiążące. Dlatego byłam bardzo ciekawa czy robiąc domowe tofu odnajdę w nim coś więcej (poza brakiem chemii) oczywiście jedząc je na surowo. Miałam taką nadzieję, bo że będzie wyborne w sosie, w panierce, czy jako tofucznica byłam pewna. Tofu jest to tego stworzone.
To jak sądzicie? Była różnica? Owszem. Wyczułam w nim delikatność, łagodność, śmietankowość i przede wszystkim ŚWIEŻOŚĆ. Jeśli miałabym Wam podać powód dla którego warto zrobić własne tofu to będzie nim świeżość, produkt wyjęty prosto z garnka, a nie z foli. Produkt, który powstał w wyjątkowym zakładzie produkcyjnym – w naszym domu. To jest warte naszej próby i to jest ogromna różnica i wartość dodana. Do tego tylko 4 składniki – pewne składniki.
Poza tym soja jest świetna, bo można zrobić całe mnóstwo wspaniałości nie licząc pożywnego i zdrowego tofu (wariacji wiele) – kotlety, tempeh, pasztety, mleko roślinne, jogurt, śmietanę, majonez/sojonez i pewnie jeszcze masę innych pyszności. Dziś zapraszam więc na tofu. Jest znakomite do smażenia, tofucznicy czy kotletów!
Potrzebujesz:
- 1 pełną szklankę surowych ziaren – moją ekologiczną polską soję kupuję w Zagrodzie Boryny
- 1 limonka lub cytryna
- 1 łyżeczka soli kamiennej kłodawskiej
- woda
Jak robisz (poszczególne etapy robienia tofu zobaczysz na fotografiach poniżej):
Jeśli masz ziarna soi koniecznie muszą się namoczyć, noc to minimum – ja moczyłam przez całą dobę (ok 1 szklanki suchych strączków w 3 szklankach wody). Po tym czasie objętość powiększa się dwukrotnie, a nasiona się wydłużają. Niektóre ziarna mogą nawet zacząć puszczać kiełki i wyskakiwać z osłonek. Przy robieniu tofu te błonki nasion nie będą przeszkadzały, smaku tez nie zmienią. Ale oczywiście można część zebrać. Namoczoną soję zblenduj partiami dodając ok 4 szklanek wody (~ 1 litr) (po prostu łatwiej się zmielą na niejednorodną papkę).
I teraz mamy dwie możliwe drogi działania celem uzyskania mleka sojowego:
a) użyj wyciskarki wolnobrotowej przepuszczając przez nią zblendowaną soję i uzyskując potrzebne do tofu mleko (ja tak robiłam).
lub
b) przelej zblendowaną soję przez sitko wyłożone gazą (najlepiej złożoną kilka razy) do garnka umieszonego pod nim otrzymując mleko potrzebne do naszego tofu. Wyciskaj mleko mocno przez gazę. Polecam partiami, by wycisnąć jak najwięcej mleka. Całą zawartość sitka (tego co na gazie) można jeszcze raz przelać porcją wody i ponownie wycisnąć. To co zostaje na sitku to tzw. okara i możemy przełożyć ją do pojemnika do mrożenia i zamrozić, używając jej później do różnych kotletów czy pasztetów. Nic się nie marnuje 🙂
Kolejny krok to delikatne zagotowanie mleka sojowego, czyli zagotowujesz je powoli, by się nie przypaliło. Często mieszaj i zbieraj z wierzchu pianę. Kiedy zacznie bulgotać/wrzeć, zmniejsz na mały „gaz” i pod przykryciem podgrzewaj jeszcze około 10 minut. Po tym czasie zdejmij garnek z kuchenki i poczekaj aż mleko się schłodzi do ok 60-70 st. Termometr kuchenny może pomóc. To ważny moment – bo mniej więcej w tej temperaturze po dodaniu soku z cytryny nasze tofu zacznie się wytrącać. Najpierw jednak dodaj sól – możesz ją sobie rozpuścić w kieliszeczku mleka lub wody i delikatnie wlej. Zamieszaj. Teraz czas na sok z wyciśniętej cytryny – ok 4 łyżek. Zacznij dolewać go powoli (polecam użyć kieliszka) bardzo delikatnie mieszając mleko. Zauważysz, że po chwili mleko zacznie się ścinać, a tofu w postaci grudek wytrącać. Teraz zostaw garnek przykrywając go pokrywką na 15-20 minut by proces koagulacji mógł spokojnie zajść. 4 łyżki cytryny powinny wystarczyć, ale jeśli uważasz, że mleko za mało się ścięło dodaj jeszcze trochę soku i zaczekaj chwilę dłużej.
Ostatni etap to przelanie ściętej masy na gazę i poczekanie by cały płyn ściekł, a tofu zostało. Oczywiście delikatnie. To właściwie przypomina robienie sera. Jeśli posiadasz pojemnik z praską do sera/tofu to idealnie – ja muszę sobie taki sprawić, bo ułatwia produkcję i formowanie kostek z równoczesnym ściekaniem płynu 🙂 Tymczasem lekko uciskałam zawiniątko, odsączając płyn z tofu (pewnie można też powiesić na kranie do ściekania), ale nie tak super do sucha, by tofu jednak zostało lekko wilgotne. Następnie jeszcze w gazie ułożyłam je na dnie pojemniczku formując docelowy kształt kostki (dopasowany do pojemniczka wielkości podobnej lub nieco większej do klasycznej kostki tofu). Po lekkim ugnieceniu i ubiciu wyjęłam tofu i gotowe delikatnie odwróciłam na talerz by zabrać gazę. Możesz też przełożyć je znowu do pojemnika i dać do lodówki by troszkę się schłodziło albo odrazu usmażyć w osolonej panierce (np. z mąki kukurydzianej i ziemniaczanej) albo jak ja… zrobić tofucznicę!
W zrobieniu tofu posiłkowałam się przepisem z bloga Mochiko – o kuchni japońskiej! Polecam poczytać więcej o tofu!
Bon apetit!
__
Koniecznie daj znać w komentarzu jak smakowało Twoje tofu, jakie masz odczucia, no i czy wyszło! Według mnie jest smaczniejsze niż to sklepowe! Jak sądzisz?
Asia