Miewam dni bez energii, werwy. Bez niczego. Jedyne na co mam wtedy ochotę to by nic nie robić. Tylko leżeć z przymkniętymi oczami. Czy to coś nienaturalnego? Pytam zaczepnie, bo ostatnio nicnierobienie ludzi dziwi. Obecne społeczeństwo wymaga od nas nieprzerwanej chęci do pracy, działania, siły na miarę parowozu. Teraz każdy coś robi, realizuje plany, tworzy projekty. Przerwa i odpoczynek są niemodne. Spanie do godziny 10 jest niemodne. Otaczają cię same motywacyjne zdjęcia z sentencjami o tym, że możesz wszystko. Kiedy nie działasz tracisz czas, marnujesz życie. Poddajemy się współczesnemu upupieniu.
Ale ja żyję, i to szczęśliwie, tylko czasem nie ma we mnie na nic ochoty i skoro mogę leżeć to leżę i po prostu się wyłączam.
Ten stan mnie nie zaskakuje. Bywa, że się pojawia. Jest wynikiem potrzeby resetu i odpoczynku ciała i umysłu. Od wszystkiego. Nawet od jedzenia, chodzenia, uśmiechania się. O telefonie i komputerze nie wspominając. Wyłączam mięśnie nóg, rąk, kręgosłupa, twarzy i staram się wyłączyć mózg. Z tym ostatnim jest najtrudniej. Ale czasem się udaje.
Czy jest w tym stanie coś dziwnego? Nie dla mnie. Nie powinno być dla nikogo. Każdy z nas ma prawo do takiego dnia. Jest równie potrzeby co dzień pełen energii czy euforii. Jest potrzebny dla równowagi. Tylko dzięki przeciwieństwom dostrzegamy cechy życia, które cenimy w nim najbardziej, widzimy te, których chcemy unikać. Dzięki temu dokonujemy wyborów.
Mam nadzieję, że pozwalacie sobie na takie chwile bez wyrzutów sumienia. Nie jesteśmy robotami, tylko wbrew pozorom wrażliwymi organizmami, które proszą o uważne wsłuchiwanie się w jego potrzeby.
Zgadzasz się ze mną? Podziel się swoją opinią.
Howgh!