Środa, 11 czerwca 2025, Warszawa
#Codziennadawkagrzybów Dzień 162/365
Bywa, że czytam dwie książki jednocześnie. I bywa, że te książki są kompletnie różne od siebie, inna forma jak i inna tematyka. Tak jest właśnie teraz. Przy łóżku na stoliku z lampką nocną leży Mo Wilde i jej „Dzikość, która uzdrawia” – niesamowity, osobisty pamiętnik opisujący rok życia opierający się wyłącznie na przeżyciu ze zbieractwa i żywienia się dziką żywnością. Książka, którą uważnie studiuję i robię do niej notatki (recenzja niebawem). Z kolei w ciągu dnia, w każdej wolnej chwili, towarzyszy mi Maciej Siembieda i jedna z jego powieści z serii z prokuratorem Jakubem Kanią. Siembieda to moja niedawne odkrycie. Pisze absolutnie znakomite kryminały historyczne. Ależ pióro, ależ umysł, ależ wiedza i ta pomysłowość! Siembieda pisze tak jak lubię najbardziej – że nie mogę odłożyć książki, a jak już ją w końcu z przymusu odłożę to cały czas o niej myślę. Bo, choć historie wymagają podróży w czasie i skoków między epokami, to u Siembiedy wszystko trzyma się kupy i jest płynne, jak doskonała poszczyzna. To wielka sztuka tak prowadzić czytelnika_czytelniczkę, by się nikt nie pogubił_pogubiła. Ale to nie koniec – po jej przeczytaniu przeczesuję różne źródła, które poruszają temat. W przypadku tytułu „Sobowtór” musiałam zgłębić tajemnicę obrazów renesansowego malarza Hansa Holbeina Młodszego i ich rzekomych falsyfikatów. Dzięki tej książce spędziłam godzinę na stronie National Gallery wpatrując się w każdy detal, najmniejszy misterny szczegół słynnego obrazu Holbeina „Ambasadorowie”. Nie wiem czy ktoś tak teraz maluje… wątpię!
Panie Siembieda, pewnie Pan nigdy nie przeczyta tych słów, ale naprawdę – czapki z głów. Zyskał Pan kolejną wierną czytelniczkę. A żeby nie zabrakło wątku mykologicznego to prócz fascynacji książkami i ich pisania prawdopodobnie łączy nas jeszcze oczarowanie grzybami. Przypadkiem na Pana profilu prywatnym (choć oficjalnie widocznym) natknęłam się na zdjęcie, na którym pokazuje Pan wielkiego borowika. Zachwyca się nim Pan pisząc, że co roku w tym samym miejscu wyrasta pod Pana domem. To dzięki mykoryzie – wspaniałemu zjawisku obligatoryjnego połączenia drzewa z konkretną grzybnią danego gatunku grzyba prowadzącego do wymiany pomiędzy nimi składników odżywczych. Jakie drzewo u Pana opodal rośnie? Dąb, świerk, sosna, a może buk?
*
Codzienna dawka grzybów trwa w najlepsze. Dziś, po raz pierwszy w tym roku, zjadłam (zebrane w wczoraj) dwa duże podgrzybki. Udusiłam je z cebulą na oliwie z oliwek, delikatnie posoliłam i zagryzłam dwoma kromkami świeżo upieczonego, wyjętego o 6 rano z piekarnika, chleba żytniego. Nie potrafiłam przestać się zachwycać.
Dla wszystkich, którzy nie wiedzą o co chodzi z #codziennadawkagrzybów już wyjaśniam:
Jem grzyby odkąd pamiętam, od dziecka. I to w sporych ilościach, tak jakby mój organizm wiedział co dobre i potrzebne. Poza ich konsumowaniem jestem ich wielką fanką jako organizmu, królestwa, ale to opowieść na osobny tekst. Od Nowego Roku zaczęłam jeść grzyby dosłownie każdego dnia i zaznaczam to w kalendarzu. Spożywam grzyby w różnej formie, ale choćby w najmniejszej dawce: świeże z lasu albo własne hodowlane, ususzone, sproszkowane, ekstrakty, wywary – możliwości jest wiele. Dlaczego jem je tak regularnie? Bo grzyby należą do żywności funkcjonalnej. Oznacza to, że poza obecnością podstawowych składników odżywczych, dany produkt posiada dodatkowe dla danego gatunku (często unikatowe) substancje. To związki o naukowo udokumentowanych prozdrowotnych, a często nawet i leczniczych, właściwościach. Wiedzieliście np. że w każdym grzybie znajdują się antybiotyki? A wiecie dlaczego? To super logiczne! Z uwagi na ich charakter życia – strzępki grzybów prowadzą pod ziemią niezwykle ekspansywny tryb życia i mają kontakt z masą różnych organizmów, w tym z bakteriami. Dlatego musiały wytworzyć w sobie mechanizmy obronne kiedy dojdzie do ataku. I właśnie antybiotyki są jedną z takich broni.
Ciekawe prawda?
Serdeczności!
JKB
Recenzje książek znajdziesz tu: Książki
Przepisy z grzybami znajdziesz tu: Grzyby


