8 miesięcy temu wydarzyło się w moim życiu coś wspaniałego. Tamtego przełomowego dnia, wszyscy kręcili się po domu, rozmawiając miedzy sobą, że to już dziś. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi, ale atmosfera mi się udzielała. Po śniadaniu zrobiło się naprawdę gwarno, zadzwonił dzwonek i weszła jakaś pani kolorem włosów podobna do moich. Od razu do mnie podbiegła, zaczęła drapać za uszami, dotykać brzuszka, poklepywać zadek i szeptać „Puma, Pumcia, Pumeczko moja”.
Och, jakie to było miłe! Potem gdzieś jechałam, chyba spałam, bo obudziłam się w nowym miejscu. Nie chciałam być sama więc latałam za tym interesująco majtającym się kucykiem. Kucyk mówił o sobie „Pani” i miał chłopca, który wołał do niego „mamo”. Mama… Moja mama już mnie nie karmiła od jakiegoś czasu, ale ta pani od razu dała mi pełną miskę jedzenia i otuliła kocykiem, na którym sypiałam z moim rodzeństwem. Okazało się, że ta pani też ładnie pachnie, na dodatek jest bardzo fajna. Cały czas się rusza, kręci, przemieszcza. No to zaczęłam za nią, bo lubię być blisko, słuchać jak do mnie mówi, cieszyć się jak mnie przytula i się ze mną bawi. I tak jest do tej pory. Mam teraz 10 miesięcy, a majtający kucyk wciąż mnie karmi, tuli, a do tego robi coś co kocham najbardziej – zaczęła ze mną biegać! I to nie tak zwyczajnie po trawnikach jak moi kumple z podwórka, tylko po lasach i pagórkach! Nie zawsze udaje się nam stworzyć zgraną parę, bo podobno włażę pod nogi. Wiecie, ten majtający kucyk strasznie podskakuje, a ja wtedy mam ochotę go złapać, bo łapanie uwielbiam wyjątkowo. Wszystko co się majta, co fruwa i co ucieka jest super! Moja pani powtarza, że jeszcze się nauczymy razem biegać, że wszystko przed nami. Bardzo tego chcę, bo wolę by ze mną biegała niż leżała przeze mnie w błocie i mówiła dziwne słowa, których nie rozumiem.
Na razie nie biegamy intensywnie, bo podobno jestem dużym psem i z moimi stawami trzeba na początku ostrożnie, by się dobrze rozwinęły. Co to są stawy nie wiem, ale ufam mojej pani. Jednak ostatnio coś się zmieniło, jak biegłyśmy pod górę usłyszałam, że mam poczekać, bo biegam za szybko, więc wygląda na to, że się rozwijam jak należy i moje stawy też. Marzy mi się, by któregoś dnia majtający kucyk biegał tak szybko, bym to ja mogła go gonić. Co prawda jak zbiegamy kucyk mnie wyprzedza i po nierównym terenie też, ale to tylko kwestia czasu. Potrenuję jeszcze trochę, podrosnę i wtedy się zgramy. Zresztą pani ostatnio często mi opowiada o psich zawodach, że w lasach i górach mogę wtedy spotkać inne psy i możemy razem gonić dyndające kucyki. Chyba jeszcze wiele przede mną! Oby przed moją panią też, która ciągle powtarza, że mi dziękuje za to, że jestem, że byłam jej wielkim pragnieniem, że tak chciała psa-przyjaciela, z którym ona i jej mały chłopiec będą mogli biegać. Chyba tak jest. Jestem szczęśliwa i odnoszę wrażenie, że moja pani i jej chłopiec też.
Hough hau!
Puma