Skip to main content

Jakiś czas temu.. budzę się o 5 rano z myślą długiego wybiegania, byłam umówiona z przyjaciółką nad rzeką, ale.. nie mogę wstać. Wielki kamień w brzuchu przytwierdza moje ciało do materaca. Ból podchodzi aż pod żebra. Słońce kusząco wlewa się przez okno, nęci blaskiem do wyjścia “no chodź no chodź, ogrzeję Twoje poliki, ogrzeję Cię całą, no rusz się maleńka, no rusz” – szepce promieniami do ucha. Czekam chwilę, słucham ciała i jedyne ciepło, o którym zaczynam marzyć to ciepło rumianku w żołądku albo drugiej pary rąk na moim brzuchu. A tu nic. Rumianek daleko w kuchni, jego leżącego nie ma obok, porannego “mamo jestem już głodny” też nie słyszę –  jestem tylko ja i moja bezmoc. Kompletna.

Paradoksalnie urokiem życia samemu jest bycie zdanym tylko na siebie. Generalnie taka umiejętność się przydaje i mam ją nawet dość dobrze opanowaną, ale czasem po prostu Cię wkurwia, że nie masz się komu poskarżyć jak tylko otworzysz oczy. I tak mój ból zszedł na drugi plan, a myśli zdominowały moje od jakiegoś czasu samotne ranki. Chwilę potem pojawiło się nieprzyjemne olśnienie, takie nagłe łup, że to tęsknota. Łącze wszystko w całość, że mój ból bierze się z tęsknoty. Poczułam jak oblewa mnie wiadro zimnej wody. Wstaję. Ubieram się. Zakładam buty. Wybiegam wkurzona. Niech to szlag trafi. Uświadamiam sobie kilka oczywistości. Pieprzyć to co myślą inni. Serce wciąż jest gorące i mam dziwne wrażenie, że nie jest same, bo przecież nosi nawet więcej niż jedną osobę w sobie.

Uderza we mnie promień słońca, nie jeden, kilka – ciosy jak ognistym mieczem. Łza na policzku szybko wysycha, a może to wiatr ją porywa. Wiem, że do tanga trzeba dwojga, ale wiem też, że nic na siłę. Przyspieszam i już nie boli tak bardzo, bo przecież noszę w sobie miłość i dobrze mi z nią, choć leży sobie zwinięta w kłębuszek naczyń włosowatych na dnie serducha.

JoKo


Tymczasem dziś… “Całą noc przewracał się w łóżku, myśląc o niej. Ponieważ ona przez całą noc robiła to samo, można było prawie uznać, że spędzili ją razem.”

Éric-Emmanuel Schmitt

Napisz komentarz