Skip to main content

Za każdym razem gdy jestem w lesie zastanawiam się za się do czyjego świata weszłam, gdzie tym razem zawitałam.

Wczoraj minęłam chyba Mcholandię i położony w listnej dolinie zamek mikroelfów. Zwą ich Vandrasami. Czy to oznacza, że wreszcie odnalazłam ich krainę? Było tak cicho, że pomyślałam, że król i królowa śpią pod swoimi zaczarowanymi kołdrami. Kiedyś czytałam, że zrobione są z pajęczych kokonów i doskonale izolują od zimna. Zajrzałam do jednego okna, potem do drugiego, lecz nikogo nie dostrzegałam. Więc zapukałam. Cisza. Nie było ani królowej Veiry, ani króla Vigosa. Obejrzałam spokojnie ich zamek. Wyglądał olśniewająco. Mikroelfy ponoć dobiły targu z Porostowcami i Mchumolami – w zamian z czarodziejski puder porosty i mchy zgodziły się zapuścić korzenie w starych ruinach dawno opuszczonego zamku Vandrasów i królewska rodzina mogła do niego po prawie dwustu latach wrócić. Podobno odzyskuje swoje utracone przed pokoleniami tereny! Tak mikroelfy wróciły!

Ruszyłam więc na poszukiwania. Okazało się, że elfy nie spały. Veira i Vigos byli na koncercie. Znalazłam ich w uszakowym amfiteatrze. Słuchali wodnego koncertu – płynąca pod lodem rzeka grała słynnego Vivaldiona. W tym czasie elfie dzieci skakały po trzęsakach pomarańczowożółtych i oglądały niestworzone grzybowe rzeźby. Powiedziały mi w tajemnicy, na ucho, że tęskniły. Wspaniale było usłyszeć ich szept.

Napisz komentarz