Bywa, że trafiam na książkę, która opisuje wszystko tak jak sama czuję, nawet proste na pozór zjawisko – myśli są zbliżone do moich, ale których ja już w taki sposób wyrażać nie umiem. Trafnie nazywa to czego nie ogarniam moim ubogim zasobem słów. Czuję wówczas ulgę, bo autor lub autorka danej lektury robi to jakby trochę za mnie. Zdejmuje ze mnie ciężar własnej autoterapii, myśli jakby za mnie, porównuje, szuka odpowiedzi i przelewa je na papier. Ja tak dobrze nie potrafię. Dlatego dużo czytam. I trochę mi smutno na koniec książki, że ja czytam ją jednym tchem, albo w kilka godzin i koniec, kiedy ktoś poświęcił jej napisaniu na przykład kilka lat. To niesprawiedliwie, jakoś nie do końca mi komfortowo z tą myślą.
Żyjemy w czasach, w których okrucieństwo i bezwzględność człowieka wobec natury i samego siebie przybrały na sile i tempie jak nigdy w historii naszej Planety. „Dom Oriona” czytam z ołówkiem w ręce – robię tak wtedy kiedy wiem, jak ważne są niektóre zdania, tak ważne że muszę je podkreślić a potem przepisać, by wryły mi się w głowę. To są właśnie te zdania-klucze, których sama bym nie zlepiła. Zrobiła to za mnie Julia Fiedorczuk.
„Człowiek z natury rzeczy pozostaje w stanie wojny jeśli nie z drugim człowiekiem, to z Ziemią, z której trzeba wycisnąć wszystko, co tylko da się przerobić na produkty, te zaś, przechodząc przez gęstą, poplątaną, sztucznie wyhodowaną sieć ludzkich pragnień, rozpadną się na zyski dla nielicznych i odpady, wśród których będzie żyła cała reszta.” – zapisuję w moim notesie. Po raz kolejny uderza mnie celność tego zdania, cholernie bolesna prawda, od której na co dzień każdy ucieka by chronić swoją wrażliwą psychikę, albo przechodzi obok tematu obojętnie, bo zupełnie nie czuje problemu. Odpychamy od siebie to co niewygodne, co uwiera, co boli, a na co codziennie patrzymy, o czym słuchamy, co dzieje się tuż obok nas, nawet jeśli na drugim końcu świata – bo dotyczy nas ludzi.
I wciąż zastanawiam się czy jestem bardziej Elizą, którą nawiedzają demony klimatyczne, humanitarne, moralne czy frywolną Lou, która swoje porażki popija jak tabletkę przeciwbólową wodą by po chwili znów zachwycać się pięknem przyrody i emanować miłością do świata i kosmosu. Bo tak jak pisze Fiedorowicz: „Miałyśmy za sobą udrękę dziewczęcego dorastania, przez którą jedne przechodzą bez szwanku, a inne potłuczone…”.
A może to dwie osoby w jednej, może jest we mnie i Eliza i Lou? Trochę strachu, trochę obaw, leków, nadwrażliwości, obsesji i trochę szaleństwa, frywolności, dziecięcej radości, naiwności. Jedno jest pewne – z bohaterkami łączy mnie fascynacja przyrodą, gwiazdami, podróżami, ludzkim losem. Jest też miłość do książek, spacerów, jest bujna wyobraźnia. Czasem łączy nas ta sama odmiana samotności, chęć do znikania, bycia niezauważoną. Łączy nas hamak w lesie – tam Puszcza Białowieska, tu Mazowsze. Leżymy w tym samym sercu ciemnej nocy. Po chwili jednak zaczynamy widzieć i słyszeć – siebie, swoją intuicję, myśli głośniejsze niż cisza – może wszystko to co najistotniejsze. Odnoszę wrażenie, że każdy choć raz w swoim życiu poczuł, że zwariował, oszalał, że się pogubił. I mam nadzieję, że każdy choć raz dopuścił do siebie myśl, że już przekroczyliśmy próg wytrzymałości tej Planety, próg tolerancji naszej obecności na jej ziemi. Świat jest tragicznie podzielony, popękany, poraniony, z bliznami – jak my. Tylko gwiazdy na niebie wciąż te same… chyba…?
To jest bardzo ważna książka i bardzo potrzebna nam wrażliwcom. Zastanawia mnie natomiast jak odebrałaby ją osoba spoza empatycznej bańki? Czy zostałaby przeczytana równie szybko, w kilka godzin? Czy byłyby podkreślone w niej jakieś zdania? Jeśli tak to jakie?
„Ptaki kiedy kładłam się spać, śpiewały tak głośno, że można było pomyśleć, iż ktoś puszcza ich popisy z taśmy. Długo leżałam w ciemności, wytężając słuch, całą energię uwagi kierując ku tym dźwiękom. Chciałam cokolwiek rozumieć, ale rozumiałam tylko tyle, że one już na dobre od nas odeszły. Odeszły w siebie, w obcość – podobnie jak reszta żywego, zwierzęcego i roślinnego świata.”
Kurtyna.
Polecam z głębi serca.
Asiu, piękna recenzja. Bardzo podobnie czułam to o czym piszesz. Też mam wrażenie, że w „Domu Oriona” jest wiele słów, które wszyscy chcielibyśmy wypowiedzieć, które gdzieś nam siedzą w głowie…. O tym też rozmawiałam z Julią w podcascie, o którym dziś Ci wspominałam. Zostawiam link. Może nasza rozmowa będzie jakimś dopełnieniem tych rozważań o ludziach, naturze, zlozonosci świata:)
https://open.spotify.com/episode/67fVcz1ER7f0JZgypirzDq?si=Ve1nG2RbS8uzLkud-NeVnw
Bardzo Ci Asiu dziękuję!!!! A podcast wspaniały, będę go polecała! Uściski.
Bardzo dziękuję! Cieszę się że te słowa mogą kogoś zachęcić do przeczytania tej wartościowej książki. Serdeczności!